Wspomniany w poprzedniej notce blog zainspirował mnie do napisania tej notki. Chciałabym pokazać Wam, *jak zmieniały się moje włosy*, ich kolor i strzyżenie.
Pierwsze zdjęcie to *czasy podstawówki*. Z tego co pamiętam, mam tu jeszcze *mój naturalny kolor*. Ciężko mi go określić, bo od tamtego czasu go nie widziałam
Patrząc na mój dzisiejszy odrost był to ciepły ciemny blond lub jasny brąz.
W szóstej klasie wpadłam na bardzo głupi pomysł i zapragnęłam mieć blond włosy. Polałam je... *wodą utlenioną!* Nie polecam tego nikomu! Włosy zrobiły się *łamliwe, sianowate*, a do tego prędzej *rudawe niż blond*. Nadal pragnęłam blondu, więc zaczęłam eksperymentować z rozjaśniaczami. Modne wtedy były kolorowe końcówki, więc na zdjęciu poniżej mam *tlenione, żółte blond kłaki z fioletowymi końcami...* Dramat. Byłam w 1 klasie gimnazjum! Ale jaka byłam dumna i modna![:( :(]()
Moje włosy dostały nieźle w kość. Ciągłe rozjaśnianie i zmienianie kolorów końcowek (fiolety, czerwienie) musiałam je *ściąć.* Tak wyglądałam, jak szłam do liceum. Przy szyji jeszcze widać resztki czerwonej farby. Mam też pasemka, które miały mi te przetlenione włosy przyciemnić.
Za wszelką cenę chciałam *zapuścić włosy*. Nie martwiłam się jakością włosów, ważne, by były długie. I miałam taką *suchą szopkę...* W międzyczasie zaczęłam robić włosy u fryzjera, balejaże i te sprawy, które *niszczyły mi włosy, bo były kładzione za każdym razem na całej długości* (cudowne fryzjerki...)Tutaj jakoś w 2 klasie liceum.
Oczywiście nie obyło się bez eksperymentów. Jak już miałam za jasne włosy, to je *przyciemniałam.* Oczywiście dalej balejażem. Tu dobrze widać ich kondycję - są rozpulchnione, jak wata. Tu w 3 klasie liceum.
Jak poszłam na studia, moja fryzjerka od przyciemniających balejaży *wyjechała za granicę.* Poszłam do innej i tak przebujałam się 2 lata studiów w blondzie. Tutaj 1 rok studiów.
Tutaj 2 rok studiów. *Kondycja trochę się poprawiła,* ale *nie mogłam zapuścić włosów* dłuższych niż na zdjęciu. Po prostu *wykruszały mi się końcówki...* A nie używałam prostownicy!
W międzyczasie *zmieniłam chłopaka.* I tu popełniłam największy błąd w swoim życiu - twierdził, że w jego typie są brunetki... (Swoją drogą, ciekawe dlaczego zainteresował się blondynką do cholery?!). I tak - użyłam Castingu Loreala. *Miał mi wyjść piękny, ciemny blond.* A co wyszło?
Na początku nawet ładnie prezentował się ten mój prawie czarny kolor. Ale jak *zaczął się zmywać...* To po 1,5 miesiąca wyglądałam tak.Dodam, że to zdjęcia robione jednego dnia, mimo, że na drugim włosy wyglądają na ładniejsze, błyszczące. Nie wiem, może to przez lampę błyskową.
Ponowne farbowanie na blond *nie wchodziło w grę,* bo chyba straciłabym wszystkie włosy... Więc musiałam dalej iść za ciosem i *farbować je na ciemno.*
Nie czułam się za dobrze w takim ciemnym kolorze. O ile jeszcze w lato nie było najgorzej to zimą wyglądałam strasznie *blado.* Musiałam *mocniej się malować i chodzić na solarium.* To było męczące... Poza tym, dlaczego mam udawać murzynkę skoro jestem typową słowianką? I tak, przesiedziałam 2 dni na wizaż.pl czytając wszystkie możliwe wątki o *dekoloryzacji.* Zamówiłam potrzebne kosmetyki i zrobiłam to! *Ściągnęłam kolor samodzielnie.* Tak wyglądałam po dekoloryzacji.
Na to poszedł *rozjaśniacz.* Kolor nie wyszedł idealnie, gdzieniegdzie miałam rudawe prześwity, ale udało się! Byłam zdecydowanie *bardziej blondynką niż brunetką.* Włosy nie były aż tak bardzo zniszczone, jak straszyły Wizażanki. Może to dlatego, że farbowałam je na ciemno przez ponad rok więc zdążyły odrosnąć. A farbowanie na ciemno nie zniszczyło mi tak włosów jak rozjaśnianie. Po kolejnym roku, podcinaniu i samodzielnym farbowaniu Lorealem miałam włosy blond... albo i *żółte.* Tutaj dzien po farbowaniu.
Znudziły mi się takie. Były bez wyrazu, bo *obcinałam je na prosto* i stwierdziłam, że muszę zaszaleć. Poszłam do pierwszej lepszej fryzjerki z żądaniem asymetrii. I zrobiła mi to...
Baaardzo źle się czułam w grzywce. Do tego moje włosy nagle zaczęły się znów *puszyć!* Poszłam na ratunek do renomowanego fryzjera. I wyszłam z takimi włosami. Bardzo zadowolona!
Oczywiście uczepiłam się koloru, bo domowe farbowanie nadal sprawiało, że miałam jakieś *rudawo-żółtawe* włosy. Zrobiłam więc *platynowe pasemka* na czepek i wyszło super.
Teraz sukcesywnie *zapuszczam włosy,* ale farbuję już u fryzjera. Tak jak kiedyś robie balejaż, ale tylko na odroście - babeczka nie przeciąga mi farbą po całej długości. I takie sa efekty. To zdjęcia z października.
Obecnie mam trochę dłuższe włosy, niedawno je *wycieniowałam.* I czekam, aż urosną duuuużo więcej
Troszkę przeszła ta moja czupryna, wielu błędów mogłam uniknąć, ale wiadomo jak to jest, kiedy *człowiek jest młody i myśli, że wie najlepiej...* Zazdroszczę dziewczynom, które mają *naturalny kolor!* Pielęgnacja rozjaśnianych włosów i do tego przetłuszczających się nie należy do najprostszych.
Pierwsze zdjęcie to *czasy podstawówki*. Z tego co pamiętam, mam tu jeszcze *mój naturalny kolor*. Ciężko mi go określić, bo od tamtego czasu go nie widziałam

W szóstej klasie wpadłam na bardzo głupi pomysł i zapragnęłam mieć blond włosy. Polałam je... *wodą utlenioną!* Nie polecam tego nikomu! Włosy zrobiły się *łamliwe, sianowate*, a do tego prędzej *rudawe niż blond*. Nadal pragnęłam blondu, więc zaczęłam eksperymentować z rozjaśniaczami. Modne wtedy były kolorowe końcówki, więc na zdjęciu poniżej mam *tlenione, żółte blond kłaki z fioletowymi końcami...* Dramat. Byłam w 1 klasie gimnazjum! Ale jaka byłam dumna i modna

Moje włosy dostały nieźle w kość. Ciągłe rozjaśnianie i zmienianie kolorów końcowek (fiolety, czerwienie) musiałam je *ściąć.* Tak wyglądałam, jak szłam do liceum. Przy szyji jeszcze widać resztki czerwonej farby. Mam też pasemka, które miały mi te przetlenione włosy przyciemnić.
Za wszelką cenę chciałam *zapuścić włosy*. Nie martwiłam się jakością włosów, ważne, by były długie. I miałam taką *suchą szopkę...* W międzyczasie zaczęłam robić włosy u fryzjera, balejaże i te sprawy, które *niszczyły mi włosy, bo były kładzione za każdym razem na całej długości* (cudowne fryzjerki...)Tutaj jakoś w 2 klasie liceum.
Oczywiście nie obyło się bez eksperymentów. Jak już miałam za jasne włosy, to je *przyciemniałam.* Oczywiście dalej balejażem. Tu dobrze widać ich kondycję - są rozpulchnione, jak wata. Tu w 3 klasie liceum.
Jak poszłam na studia, moja fryzjerka od przyciemniających balejaży *wyjechała za granicę.* Poszłam do innej i tak przebujałam się 2 lata studiów w blondzie. Tutaj 1 rok studiów.
Tutaj 2 rok studiów. *Kondycja trochę się poprawiła,* ale *nie mogłam zapuścić włosów* dłuższych niż na zdjęciu. Po prostu *wykruszały mi się końcówki...* A nie używałam prostownicy!
W międzyczasie *zmieniłam chłopaka.* I tu popełniłam największy błąd w swoim życiu - twierdził, że w jego typie są brunetki... (Swoją drogą, ciekawe dlaczego zainteresował się blondynką do cholery?!). I tak - użyłam Castingu Loreala. *Miał mi wyjść piękny, ciemny blond.* A co wyszło?
Na początku nawet ładnie prezentował się ten mój prawie czarny kolor. Ale jak *zaczął się zmywać...* To po 1,5 miesiąca wyglądałam tak.Dodam, że to zdjęcia robione jednego dnia, mimo, że na drugim włosy wyglądają na ładniejsze, błyszczące. Nie wiem, może to przez lampę błyskową.
Ponowne farbowanie na blond *nie wchodziło w grę,* bo chyba straciłabym wszystkie włosy... Więc musiałam dalej iść za ciosem i *farbować je na ciemno.*
Nie czułam się za dobrze w takim ciemnym kolorze. O ile jeszcze w lato nie było najgorzej to zimą wyglądałam strasznie *blado.* Musiałam *mocniej się malować i chodzić na solarium.* To było męczące... Poza tym, dlaczego mam udawać murzynkę skoro jestem typową słowianką? I tak, przesiedziałam 2 dni na wizaż.pl czytając wszystkie możliwe wątki o *dekoloryzacji.* Zamówiłam potrzebne kosmetyki i zrobiłam to! *Ściągnęłam kolor samodzielnie.* Tak wyglądałam po dekoloryzacji.
Na to poszedł *rozjaśniacz.* Kolor nie wyszedł idealnie, gdzieniegdzie miałam rudawe prześwity, ale udało się! Byłam zdecydowanie *bardziej blondynką niż brunetką.* Włosy nie były aż tak bardzo zniszczone, jak straszyły Wizażanki. Może to dlatego, że farbowałam je na ciemno przez ponad rok więc zdążyły odrosnąć. A farbowanie na ciemno nie zniszczyło mi tak włosów jak rozjaśnianie. Po kolejnym roku, podcinaniu i samodzielnym farbowaniu Lorealem miałam włosy blond... albo i *żółte.* Tutaj dzien po farbowaniu.
Znudziły mi się takie. Były bez wyrazu, bo *obcinałam je na prosto* i stwierdziłam, że muszę zaszaleć. Poszłam do pierwszej lepszej fryzjerki z żądaniem asymetrii. I zrobiła mi to...
Baaardzo źle się czułam w grzywce. Do tego moje włosy nagle zaczęły się znów *puszyć!* Poszłam na ratunek do renomowanego fryzjera. I wyszłam z takimi włosami. Bardzo zadowolona!
Oczywiście uczepiłam się koloru, bo domowe farbowanie nadal sprawiało, że miałam jakieś *rudawo-żółtawe* włosy. Zrobiłam więc *platynowe pasemka* na czepek i wyszło super.
Teraz sukcesywnie *zapuszczam włosy,* ale farbuję już u fryzjera. Tak jak kiedyś robie balejaż, ale tylko na odroście - babeczka nie przeciąga mi farbą po całej długości. I takie sa efekty. To zdjęcia z października.
Obecnie mam trochę dłuższe włosy, niedawno je *wycieniowałam.* I czekam, aż urosną duuuużo więcej

Troszkę przeszła ta moja czupryna, wielu błędów mogłam uniknąć, ale wiadomo jak to jest, kiedy *człowiek jest młody i myśli, że wie najlepiej...* Zazdroszczę dziewczynom, które mają *naturalny kolor!* Pielęgnacja rozjaśnianych włosów i do tego przetłuszczających się nie należy do najprostszych.